Strona:X de Montépin Marta.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bram, wychodzących na kanał Saint-Ouen i na sąsiednie place, otoczone wysokim parkanem?
— Tak, panie, co wieczór, po zamknięciu bram, przynoszono mi klucze, a ja zawieszałam je na odpowiednich haczykach, na desce, do tego przeznaczonej.
— Rzeczywiście znaleziono je tam, ale znaleziono też bramy otwarte.
— To znaczy, że mordercy mieli dorobione klucze, albo wyłamali bramy.
— Na czem pani opierasz to twierdzenie?
— Na tem, że w dniu Nowego Roku drzwi były najstaranniej zamknięte. Ja sama o tem się przekonałam zrana. W sobotę wieczorem klucze oddane mi zostały przez starego stróża i zawieszone na desce.
— Wobec tak stanowczego i jasnego twierdzenia, trzeba przypuścić istnienie dorobionych kluczy, co świadczy, iż zbrodnia była obmyślana oddawna.
Niepokój Roberta i Klaudjusza, na chwilę uspokojony, znowu się obudził.
— Dojdźmy do punktu głównego, rzekł Daniel Savanne, to jest wszystkiego, co pani dotyczy osobiście. Na miejscu zbrodni podniesiono panią ranną. Cóż był za powód pani obecności w tem miejscu?
— Gdy wnuczka moja usnęła, odpowiedziała Weronika, ja również się położyłam, ale cierpienia moralne, których świeżo doświadczyłam, nie pozwalały mi zasnąć i myślałam o przyszłości dla mej drogiej Marty. Naraz wśród najgłębszej ciszy nocnej usłyszałam krzyk, potem strzał. Przestraszona wyskoczyłam z łóżka, pobiegłam do okna i otworzyłam je. Ujrzałam czerwone