Strona:X de Montépin Marta.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kawiczne tak samo jest w modzie w Niemczech, jak we Francji!
— Cóż robić, nie jestem bogaty, a w Paryżu, gdy kto lubi dobrze żyć, życie dużo kosztuje.
— Ja też, kochany panie baronie, będę pana prosił o łaskawe przyjęcie stu tysięcy franków.
— Jesteś pan prawdziwym dżentelmanem, zawołał Niemiec, ściskając serdecznie rękę nędznika.
Obaj ukłonili się sobie i bratobójca opuścił pałacyk przy ulicy Verneuil.

∗             ∗

Filip niezwłocznie po odjeździe ojczyma z willi Neuilly, zabrał się żarliwie do pracy. Zaglądał kolejno do tomów, leżących na biurku, pokrywał cyframi arkusze papieru, rysował kule, liczył i przerabiał rachunki i irytował się, że nie udaje mu się rozwiązać zadania, jakie sobie postawił. Naraz zatrzymał się, zaczął się namyślać i po chwili wyrzekł głośno:
— A! to na dole znajdę, czego mi potrzeba.
Natychmiast udał się do mieszkania ojczyma i przystąpił do biblioteki, zawierającej dzieła, dotyczące broni i pocisków wojennych. Pośród tych dzieł wybrał jedno i zabrał je z sobą, a zabrawszy się znów do pracy, przerzucał kartki w grubym tomie, od czasu do czasu, czyniąc notatki ołówkiem i zapisując cyfry.
Gdy przerzucił jednę kartkę, zwrócił uwagę na szeroką kopertę, której pieczęć z czerwonego laku wydawała się plamą krwawą. Filip przyjrzał się pieczęci i nie mógł powściągnąć zdziwienia.
— Herby Niemiec! rzekł. Cóż to jest?