Strona:X de Montépin Marta.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Za ile sprzedasz mi pan oryginał tego listu?
— Ile mi pan ofiarowujesz?
— Trzysta tysięcy franków.
— To mało.
— Pięćset tysięcy franków.
— Ta cyfra dowodzi mi, jaka jest doniosłość dla pana tego papieru i jaki ona stanowi dla mnie środek bezpieczeństwa! Ponieważ więcej mi zależy na życiu, niż na pieniądzach, nie oddam tego papieru gdybyś mi pan nawet ofiarował miliony.
— Strzeż się, panie Verniere.
— Czego?
— Są tajemnice, które zabijają!
— Ta mnie nie zabije, dopóki nie będziesz pan miał nadziei dostania do rąk kompromitującego listu. Zresztą, nie będziesz się pan potrzebował obawiać niczego odemnie, jeżeli ja nie będę się obawiał niczego od pana. Przyjmijmy sposób postępowania zupełnie odpowiedni. Niemcy znają me zbrodnie, ja znam ich. Milczmy i będziemy dobrymi przyjaciółmi...
Baron Schwartz uspokoił się.
— Rzeczywiście, jesteś pan człowiekiem bardzo silnym, rzekł z uśmiechem trochę wymuszonym, bardzo żałuję, żeśmy pozwolili panu od nas odejść.
— Ja również żałowałem tego dawniej, lecz teraz już nie żałuję.
— Pomówmy otwarcie. Chcesz pan mieć majątek?
— Liczę na to, że mi go da praca.
— Mówię o majątku niemałoznacznym, wielkim majątku, majątku, przewyższającym pańskie nadzieje i ma-