Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

osłonę dla jednego z boków ogrodu, był na przeciwległym brzegu zupełnie pusty. Łąka, którą rozrywały bystre jego wody stykała się o sto kroków dalej ze wzgórzem, pokrytem lasem.
Ażeby więc dostać się do altany, trzeba było tylko przeprawić się przez Cusancin, którego największa głębia w tem miejscu miała półtory stopy co najwyżej.
Taki plan jest niezmiernie prosty i Sebastyan pewny łatwości w wykonaniu, przestał się wahać.
Zamiast wjechać do wioski Cusance, zboczył z gościńca, minął ziemie uprawne, przebył wpław strumień po raz pierwszy, dostał się do wspomnianego już przez nas zagajnika i tędy podążył dalej, aż się znalazł naprzeciw altany. Wtedy zsiadł na ziemię, przywiązał konia do drzewa i depcząc murawę, przyszedł nad brzeg strumieni.
Po drugiej stronie Cusoncin, t. j. w odległości pięciu, czy sześciu metrów widniała altana parku.
Sebastyan przystanął i nadstawił uszów. Słyszał tylko przyspieszone bicie serca i szemranie strumyka. Żaden odgłos w uśpionej wiosce nie zdradzał obecności żyjącej istoty.
W zamku od frontu widać było dwa oświetlone okna. Jedno bliżej sztachet, należało do sypialni jenerała, drugie było oknem w pokoju Berty.
Sebastyan znał położenie mieszkania dziewczęcia i to słabe światełko, na którem wstrzymały się przedewszystkiem jego spojrzenia, wywołało jeszcze gwałtowniejsze bicie serca.
— Nie śpi... — rzekł do siebie: O czem myśli?.. zapewne o ojcu... O niebezpieczeństwie, w jakim się