Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A jak człowiek przyjedzie do pani zameczku o dziewiątej zrana, służba powiada zawsze, że pani baronowa jeszcze śpi!
— Pani baronowa jest próżniak, to przyznaję — odrzekła Blanka — o! i to próżniak, jakich mało... ale niema reguły bez wyjątku, a dzisiaj mamy właśnie wyjątek.
— A niechże będzie błogosławiony, kiedy z niego korzystam... Ale podejrzewam trochę, że to dla mnie przełamałaś swe ulubione zwyczaje...
— To się nie mylisz, jenerale! Potom wstała o świcie, ażeby z tobą mieć schadkę, zanim się Berta obudzi,
— Schadzka! — powtórzył p. de Franoy ze śmiechem, — może jest jakiś mały sekret...
— Tak, mój stryju... i to nawet wielka tajemnica.
— Uprzedzam cię, baronowo, że jeżeli chcesz, ażebym się z tobą ożenił, z góry się zgadzam i to natychmiast!...
— Nie bój się stryjaszku, takiej psoty ci nie wypłatam.
— Więc o cóż chodzi?
— Zaraz się dowiesz, ale najprzód odejdźmy trochę od domu...
— Dlaczego?
— Berta mogłaby z okna najniewinniej w świecie podsłuchać nas, lub zejść niespodziewanie, a tegobym nie chciała...
To mówiąc młoda kobieta ujęła hrabiego za rękę i poprowadziła go aleją szpalerową nad brzeg Cusancin’a, tutaj zatrzymała się i, patrząc staremu w oczy, rzekła do niego: