Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/477

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W myśli dodała hrabina i Armanda, ale nie śmiała wymówić.
— O Herminię... — odpowiedział Henryk.
— Słucham cię z wielką ciekawością, bo nie pojmuje doprawdy, jakie może dołączyć się dla niej nowe szczęście do tego już, że jest twoją córką...
— Jesteś zbyt dobrą matką — podjął hrabia — ażebyś nie myślała czasami, iż trzeba będzie kiedyś rozłączyć się z Herminią i powierzyć jej przyszłość człowiekowi obcemu...
— O! tak, myślałam o tem często... bardzo często...-odrzekła pani de Nathon.
— I wiem, ilebyś dała — ciągnął dalej Henryk — za to, ażeby człowiek, który dostanie od ciebie ten skarb, godnym był jego posiadania!..
— Życie chętniebym oddała, wiesz o tem dobrze.. Kobieta, nie kochająca swego dziecka nad życie, czyż godna być matką?
— Czegóżbyś więc doznała, gdybyś znalazła dla Herminii męża tak doskonałego, z którym szczęście jej, nietylko nie byłoby prawdopodobne, ale i zapewnione zupełnie?..
— Doznałabym nieziemskiej radości...
— Ciesz się więc, droga Berto, bo ja takiego dla niej męża odkryłem!.. To przecie najlepsza chyba nowina, co!
— Najlepsza, jaką mi przynieść możesz!.. Ale spodziewam się, że nie od dziś dopiero poznałeś tego wzorowego męża, tego niezrównanego feniksa?..
— Myślałem o nim już oddawna... Przypatrywałem mu się, badałem.