Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/386

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Zapewne i ja też najgoręciej pragnę, ażeby nią być nie przestała... Ale widzisz, reputacya niczego jeszcze nie dowodzi.. cnota! cnota przedewszystkiem!.. Każda cnotliwą jest, dopóki nią być nie przestanie, a jak się noga poślizgnie, to spada się coraz dalej.
Panna Fanny byłaby jeszcze dłużej rozwodziła się nad zasadami moralności, gdyby nie kuchcik który wszedł i powiedział, że już podano obiad dla służby.
W pałacu i służba miała między sobą arystokracyę. Stół nie był dla wszystkich wspólny. Rządca mieszkania, dozorca nad stajniami, starszy kuchmistrz, kamerdynerzy, lokaje, stangreci i pokojówki, jadali razem; parobcy, stajenni, kuchciki i pomywaczki, mieli jedzenie podawane osobno.
U stołu arystokracyi służbowej rej wodził lokaj Armanda Fangela, piękny August. Pełen humoru, chociaż trywialnego, sypał anegdotkami, jak z rękawa, opowiadał różne przygody prawdziwe i zmyślone, wszystkich potrafił przegadać i na wszystkich wywierał swój wpływ. Odczuwała to na sobie i Fanny i czułe do niego robiła oczy, ale on zdawał się tego nie widzieć, czy też nie chciał widzieć wcale.
Tego wieczora piękny August był nie do poznania. Zamiast jak zwykle, mieszać się do każdej rozmowy, siedział ponury, milczący, nie mówił nic, tylko wybierał sobie najlepsze kąski na półmiskach, jadł chciwie i pił win co niemiara.
— Co to panu dziś jest? — spytała go Fanny, która siedziała między nim i Julcią. — Nie odpowiadasz pan, gdy się ciebie pytają, krzywisz się, miny