— Pojmujesz, jak dalece potrzebną mi jest twoja obecność... Będziesz widział i słyszał wszystko, nie będzie więc można kłamliwemi opowiadaniami przeinaczyć sceny, jaka się dziś w nocy odegra na balu Opery, między margrabią de Flammaroche i twoim sługą... Gdy przyjdzie do pojedynku, będziesz jednym z moich sekundantów, a przyjaciel nasz Jerzy de Bracy, zgodzi się również, o czem nie wątpię, towarzyszyć nam na miejsce spotkania, ale ty tylko znać będziesz prawdziwą przyczynę pojedynku.
— Gdzie się zejdziemy?
— Przyjadę po ciebie do domu o północy?.. dobrze?..
— Zgoda.
Pani de Nathon wiedziała dość.
Nieszczęśliwa kobieta upadła na kolana i z rękoma wzniesionemi ku niebu, wyszeptała:
— Mój Boże! byłżebyś bez litości!.. Czyż dwa razy użyłbyś tej samej ręki dla zadania mi ciosu? Boże sprawiedliwości i dobroci, czy pozwoliłbyś ażeby syna mego zabił człowiek, który zabił jego ojca?
W salonie wszczął się ruch. Berta wstała i uciekła, Onieprzytomniała tak dalece, że nie pamiętała już, dlaczego z taką trwogą schroniła się do mieszkania zaledwie przed kwadransem. Bez namysłu otwo-