Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/338

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tak, moja pani... lewą nogą na prawo zwrot, chodźmy, tylko prędzej... szkoda czasu...
— Nie... panie... ja pana nie mogę zaprowadzić do siebie!.. — zawołała pani de Nathon.
— Ho! ho! ho!..
— Jeżeli pan nie możesz — rzekła — to pójdę do innego ślusarza... Proszę o odciśnięcie...
— Ho! ho! tego się nie odda...
— To sobie pan zatrzymaj...
I hrabina skierowała się ku drzwiom.
Ale robotnik zastąpił już jej drogę i z miną zuchwałą, śmiejąc się po łotrowsku, zawołał:
— Minutkę, moja mateczko, tak się nie wychodzi... trzeba się rozmówić jeszcze z panem majstrem.
Berta zatrzymała się zdumiona, prawie przerażona, nie mogąc nic a nic zrozumieć tej szczególnej przygody.
Przecie żadne niebezpieczeństwo nie mogło jej zagrażać wśród białego dnia, w sklepie otwartym, na i ulicy pełnej przechodniów, a jednak oprzeć się musiała o stół, tak wzruszenie paraliżowało jej siły.
Robotnik przyłożył do ust pięści niby tubę, i krzyknął:
— Panie majstrze!.. do sklepu!..
Drzwi się otworzyły w głębi i przywołany majster ślusarski wszedł do warsztatu, zapytując:
— A cóż tam, Rossignolu?