Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/308

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

giemu podobało... I dziś będziesz miała znów tego dowód.
Na kilka minut przed siódmą, służący oznajmił o przyjściu Armanda Fangela i odrazu panu de Nathon spodobała się jego powierzchowność i postawa.
Berta, dla której twarz mężowska nie miała tajemnic, czuła, jak jej z radości tajonej twarz płomienieje, czytała bowiem z oblicza męża budzącą się w nim sympatyę. Spuściła oczy, ażeby w nich nie można było dojrzeć błysków mimowolnej dumy.
Wytrawny znawca rzeczy i ludzi, posiadał zdanie bardzo wyrobione. Przy niezwykłej grzeczności w obejściu umiał człowieka badać wcale niegorzej niż sędziowie śledczy. Rozmowa przez minut kilka wystarczała mu do poznania ludzkiej myśli i wartości moralnej, choćby wśród najświetniejszych pozorów.
Tysiąc razy w życiu przekonał się, że to, co mu się wydało podejrzanem, było rzeczywiście tylko blichtrem, maską obłudy i fałszu. Tysiąc razy miał sposobność powtórzyć sobie wiersz bajkopisarza Lafontaina:

„Z daleka to coś jeszcze, lecz nic nie jest z blizka“.

Prawdziwej więc i przyjemnej niespodzianki doznał, widząc, że Armand Fangel wygląda na lepszego niż się nawet spodziewał, będąc już przecie dlań życzliwie usposobionym na skutek listu baronowej, której trafność zdania wielce cenił.
Podczas obiadu rozmowa między mężczyznami była bardzo ożywiona, a w którą bądź stronę zwrócił hrabia swe ukradkowe badanie, zawsze otrzymał jednako pomyślny rezultat.