Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie — ale to nic, mogę nawet stryja zapewnić, że zobaczymy ją wieczorem zupełnie już dobrze, a nawet weselszą, niż nią była oddawna...
— Spodziewasz się więc, że ją zdołasz nakłonić do cofnięcia tej nieszczęsnej odmowy?
— Spodziewałam się wczoraj, dziś jestem tego pewną.
— Daj Boże ażebyś się nie zawiodła!.. Czy mogę cię zapytać, jakim cudem wymowy udało ci się tak wpłynąć na nią?..
— Nie pytaj mnie, jenerale, niepodobna byłoby mi odpowiedzieć...
— Dlaczego?
— Kobiety mają między sobą sekrety, różne sekrety, których dochować należy święcie — odparła baronowa z uśmiechem. — Ufasz mi przecie, mam nadzieję... Zostaw mi swobodę działania... Podoba mi się być opatrznością dla was wszystkich i będziecie mieli prawo bić mi oklaski, nie obrażając mej wrodzonej skromności, jeżeli zobaczycie że dobrze wywiązałam się ze swej roli.
— Więc nigdy się nie dowiem?
— Nigdy, i niech się stryj na to nie użala!.. Mniejsza jakich sposobów używa autor, ażeby dojść do rozwiązania, byleby się nam to zakończenie podobało!
W południe pani de Vergy kazała zaprządz i zawieść się do Guillon.
W dziesięć minut później, wysiadła przed zakładem stacyi klimatycznej.
W drodze mówiła do siebie: