Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

długo, jak dyplomata u wód w Guillon. Tym sposobem mogła służyć Bercie za towarzyszkę na dalekich wycieczkach konnych, kiedy jenerał nie mógł jechać z córką.
Jesień była niezwykle piękna i łagodna. Niebo czyste, powietrze ciepłe, sprzyjały dalszym przejażdżkom, Osoby nasze wśród miłego ożywienia, spędzały czas tak przyjemnie, jak w Pirenejach.
Zwiedzano razem śliczne okolice.
Berta dała się pociągnąć w ten ruch towarzyski. Jenerał, zupełnie wyzdrowiony z cierpień, jakby odmłodniał. Baronowa de Vergy promieniała wesołością i ożywieniem. Między nią i panem de Nathon zapanowała zażyłość serdeczna, poufałość braterska.
Pewnego wieczoru (w trzy tygodnie po przyjeździe do Guillon), dyplomata powiedział jenerałowi, że skoro następnego dnia nie mają jechać na spacer, błaga go o chwilę rozmowy i prosił o oznaczenie mu w tym celu godziny.
— Czekać pana będę o drugiej, kochany hrabio — odpowiedział pan de Franoy skwapliwie — służę panu, czem będę mógł...
Nazajutrz o umówionej godzinie, stary Antoni oznajmił przybycie pana de Nathon i jenerał sam był w salonie. Słysząc nazwisko gościa, wstał, podszedł żywo ku niemu, a twarz mu zajaśniała radością.
— Witajże, mój drogi hrabio! — zawołał. — Pana zawsze najmilej ze wszystkich widuję, bo dla nikogo nie czuję tak żywego przywiązania, tak głębokiego szacunku,
Henryk de Nathon oddawna w zawodzie dyplomatycznym przywykł ukrywać w sobie wzruszające