Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Naturalnie, ale jeżeli chodzi tylko o osobistą antypatyę, można to będzie jeszcze załagodzić...
— Nie można.
— Gdzieżeś poznał kapitana Gérarda?
— U jenerała hrabiego de Franoy.
Podprefekt zamyślił się na chwilę. Przypomniał sobie, że panna de Franoy właśnie po przetańczeniu kontredansa z Sebastyanem nagle zasłabła tak, że odjechała z balu na pięć minut przed przybyciem margrabiego. Zrozumiał, że Goulian ukrywa przed nim prawdziwą przyczynę pojedynku, a ponieważ przedewszystkiem umiał być człowiekiem światowym, powstrzymał się od wszelkiego niedelikatnego zapytania.
— Teraz zwracam się do ciebie z prośbą o przysługę... Nie znam tutaj żywej duszy, a potrzeba mi dwóch sekundantów.
— I liczysz na mnie, że ci ich dostarczę?..
— Naturalnie.
— Wszędzie gdzieindziej powiedziałbym, że sam będę jednym z nich. Ale tutaj obowiązki moje urzędowe nie pozwalają mi... pojmujesz, mój drogi?
— Pojmuję.
— Powinienem nawet, jak na dobrą sprawę, nie dopuścić do tego pojedynku i posłać do was trochę żandarmów. Ale po cóż? Byłaby to tylko mała zwłoka. Pojechalibyście bić się w innem miejscu, nieprawdaż?
— Ależ niezawodnie.
— Przedstawię więc ci dwóch z moich gości. Im słówka nie pisnę o co rzecz idzie, bo o tem obowiązany jestem nic a nic nie wiedzieć... Ty sam im