Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

część tego majątku stała się już teraz moją własnością...
Sebastyan zamilkł na kilka chwil. Czuł, że sił mu braknie do wymówienia stanowczych słów.
P. de Franoy tymczasem począł się już niepokoić, targał machinalnie wąsy i mówił sobie w myśli:
— Masz tobie! to jakby wstęp do oświadczyn!.. Czyżby Blanka i margrabia mieli słuszność i widzieli jaśniej odemnie!.. Głupia awantura!..
Młody oficer zebrał słabnące siły i rzekł znowu:
— Otwierając mi swój dom, jenerale, wystawiałeś mnie na niebezpieczeństwo, którego unikać nakazywała mi rozwaga. Ale któż jest rozważnym? Zobaczyłem pannę de Franoy i uczułem się ku niej pociągniętym... To uczucie zmieniło się wkrótce w miłość... Kocham pannę Bertę... czuję, że uczynię ją szczęśliwą... błagam pana o jej rękę...
Głęboka cisza nastąpiła po tych słowach.
Sebastyan, przestraszony tem milczeniem, pośpieszył dodać:
— Jeżeli mnie jenerale, nie uważasz za niegodnego tak wielkiego zaszczytu, nie sądź przecie, ażebym prosił o małżeństwo zaraz, albo w prędkim czasie... Daj mi tylko nadzieję... Racz mi zapewnić przyszłość a pójdę krwią zdobyć nową rangę, wyższe odznaczenie i wrócę dopiero, gdy będę mógł z sobą przynieść tyle chwały, abym godnym się stał dostąpić tego szczęścia, jakiego pragnę...
— Mój drogi chłopcze — odpowiedział p. de Franoy głosem zgnębionym, po nowem, krótkiem milczeniu — prośba twoja, której się bynajmniej nie spodziewałem, gdyż wcale a wcale nie podejrzewałem tego