Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

minasz, że jestem wdową i że posiadam własnym kosztem trochę doświadczenia. Za mojego w Paryżu pobytu, nieraz mnie dochodziły opowiadania o twoich awanturkach... i ty dobrze wiesz, jak mówić do kobiety, ażeby jej głowę zawrócić... a zdobycie serduszka szesnastoletniego to dla ciebie fraszka!..
Co prawda i ja tak sobie myślałem, jak baronowa; za zbyteczne więc uważałem zaprzeczać, twierdziłem tylko, że poraz pierwszy doświadczając prawdziwej miłości, miłości zarazem gwałtownej i czystej, wcale siebie nie poznawałem i traciłem pewność siebie w obec anioła niewinności i cnoty... byłem onieśmielony, co mi się dotąd nie zdarzało nigdy.
Słowa moje sprawiły jak najlepsze wrażenie.
Kuzynka zgodziła się, że Berta niepodobna wcale do trochę upadłych aniołów z salonów paryskich i że trzeba do niej mówić oczywiście inaczej. Dała mi kilka rad i widziałem przy pożegnaniu, że jest mną zachwycona.
Wieczorem, po obiedzie, złożyłem wizytę w Cusance, gdzie zastałem znów tego mieszczańskiego kapitana, a nazajutrz zrana o godzinie ósmej jechałem stępa wraz z jenerałem drogą do Baume-les-Daumes.
Nie przypuszczam, mój drogi vice-hrabio, ażeby ci zależało co na tem dowiedzieć się, w jakich słowach oświadczyłem mu się, podczas gdy wzbijała się kurzawa na gościńcu pod kopytami naszych koni.
Oto jaką mi dał odpowiedź:
— Drogi margrabio, mówiłeś do mnie z otwartego serca... Chcę ci odpowiedzieć tak samo. Mnie się podobasz i pod każdym względem, widzę w tobie ideał zięcia. Gdyby spełnienie twoich życzeń zależało tyl-