to ogołaca nas z prawéj miłości ku tobie i czystéj bojaźni nas wyzuwa. Przeto „ty Panie poniżasz dumnych, a pokornym twéj łaski udzielasz[1]“ i grzmisz nad pychą światową, a w swych fundamentach góry się trzęsą.
Ponieważ dla dopełnienia niektórych obowiązków towarzystwa ludzkiego wymaga potrzeba, aby ludzie kochali nas i bali się, nalega przeto na nas nieprzyjaciel prawdziwéj szczęśliwości naszéj, i wszędzie w zastawionych sidłach na nas, rozsiewa te wyrazy: śmiało, śmiało; że, gdy z chciwością te pochwały odbieramy, byśmy nieobacznie zadziergali się w nie, by prawdziwa roskosz nasza, od twéj prawdy była odłączona, a w zawodném ludzkiém pochlebstwie umieszczona; chce on opoić nas tém upodobaniem, żeby ludzie kochali nas i lękali się, nie dla ciebie ale miasto ciebie. A tym sposobem przekształcając nas na podobnych sobie ów dawny nasz nieprzyjaciel chce przeciągnąć nas nie do połączenia ogniwem miłości, ale do swego ucześnictwa wiecznéj kary, „który założył stolicę swoję na stronach północnych[2],“ abyśmy cię przewrotną i krętą drogą naśladowali, a w ciemne i zimne więzienie jego wpadali.
My zaś Panie mała trzoda twoja, oto przed tobą jesteśmy, ty nas strzeż i posiadaj. Rozszérz skrzydła twoje nad nami, a schronimy się do ich cienia. Ty bądź chwałą naszą, niech nas jedynie dla ciebie ludzie kochają i słowa twojego w nas się boją. A ktokolwiek pragnie być od ludzi chwalony, kogo ty ganisz, nikt z ludzi nie będzie zdatny stanąć w jego obronie przed twoim trybunałem, ani uwolnić go od wyroku twojego. Gdy bowiem nie chwalą grzésznika, ani złych skłonności duszy jego, i nie błogosławią czyniącego nieprawość, ale chwalą człowieka dla pewnéj łaski, którą od ciebie odebrał; jeżeli więcéj cieszy się ludzką pochwałą niżeli darem Bożym, który jest powodem jego pochwały, tak pochwalonemu własną jego miłość naganiasz; i lepszym