Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pączka na świat wyjrzała. Odczuwałem wtedy rozkosze marzenia, napełniające jej czystą duszę. Mamże to wszystko w książce tylko złożyć i zapomnieć? Nie, ja ją kocham! Ta Psyche rzeczywista i ta druga z romansu stanowią jednę. Przecież wszystkie ideały pochodzą z rzeczywistości... Szał rozkoszy mię napełniał, kiedym w książce odtwarzał chwilę pierwszego pocałunku. Bo mam ten pocałunek w sercu. Słyszę jeszcze w tej chwili szelest lekkich jej kroków, gdy przybywała na umówioną schadzkę. Również i to zapisało się w sercu, które teraz do niej tęskni...
A swoją drogą ona mię już ogromnie zaczynała nudzić: jakieś płacze, wybuchy zazdrości... Gdyby nie to, na nic zguśniałbym był przy niej, nie zdołałbym się był otrząsnąć i mój romans pozostawałby dotąd w tece.
Pominąłem jednakże w książce swojej niektóre z odebranych podczas tej miłości wrażeń. Są tajemnice, na które ja sam bardzo chętnie zapuszczam zasłoną. Są także uczucia, których w żaden sposób oddać nie umiem. Czuję tylko, iż do pewnych chwil będę tęsknił w życiu. Przecież i ja w tej miłości coś znaczę! Alboż wszystkie owe uczucia, wrażenia nie przeszły przez moją własną du-