Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

było, tak szybko przeminęło?“ zapytywała w żałości sama siebie. — „Dlaczego reszta życia wlecze się ślimaczo i nie jest taką, jak tamten sen cudownie piękny? Ciężko żyć, gdy pocznie więdnąć, usychać wpleciony w życie wonny i barwny kwiat miłości! Zaczęliśmy od tego, że nam obojgu było dobrze i błogo. Skądże się wzięło to rozdarcie, rozbrat serc naszych, który występuje teraz, gdy miłość moja spotężniała?“
Innym razem znowu przemawiała do niego spokojnie: „Męczysz się ze mną, przymuszasz; ja to widzę. Wolałabym już stokroć usłyszeć gorzką prawdę, wypowiedzianą szczerze. Ja cię błagam, zaklinam, otwórz mi serce, powiedz otwarcie wszystko, a jakkolwiek wielce bolesny cios ugodzić mię może, zniosę to mężnie i przełożę nad twój przymus, udawanie!“
Karcił ją wtedy poważnemi słowy, z naciskiem wygłaszał zdanie, iż kobiety wogóle odznaczają się nadczułością, przez co nadzwyczajnie utrudniają życie nietylko sobie, lecz i tym, z którymi je losy życia złączyły. „Na tym świecie, moja Psyche — powiadał — należy brać rzeczy tak, jak są, bez przywidzeń, gdyż, co jest rzeczywiście, mają przyczynę takiego właśnie a nie innego bytu i widać, że inaczej być nie może. Wola jedno-