Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/085

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ależ mam apetyt — mater dolorosa! Jem dzisiaj obiad „Pod daszkiem“ i to obiad co się zowie! Wypiję sobie buteleczkę reńczyka, żeby oblać tę godność, trącić się z sobą samym: Lukullus z Lukullusem. No, a potem około dziesiątej wieczorem kolacja u Przytyckiego.