Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/062

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chy — i nic więcej. Uczniowie go nie lubili nudzili się jego nauczaniem, ziewali, głupieli. On także nie lubił uczniów. Nie było więc nigdy w jego melancholji dumy czynu, jedynej rzetelnej dumy człowieka, działającego z potrzeby własnej duszy.
Atoli oprócz tych dwóch melancholji, bywają jeszcze małe męskie i żeńskie smutki, smutki zwyczajne, co karlą i upośledzają ludzkiego ducha, zmuszając go, aby się myślą i uczuciem naginał do trosk najpowszedniejszych, którym lada mucha zaradzić podoła.
Profesor właśnie zadumał się o tem, że przyszedł nań czas, w którym się rozstać trzeba z mięsem, podawanem na stół w większych sztukach, z mięsem jedynie dobrem. Wkrótce wypadnie zacząć jeść głównie mięsne płyny, siekaniny, ułatwiające żołądkowi pracę. Naprzód on już przewidywał swoje ciężkie położenie gastronomiczne wobec chytrych podstępów restauracyjnych. Dumając, przeliczał w myśli potrawy, w których nóż kucharza podstawia się za zęby stołownika. Bo skoro nadeszła fatalna pora kruszenia się zębów, to już należy szanować pozostałą resztę i nie narażać na szwanki.
W czasie całego tego rozpamiętywania nastręczyła mu się także myśl ogólna: „Życie człowieka zaczyna się bez zębów i bez zę-