Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/023

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przełożony wziął teraz nauczyciela pod rękę, odprowadził go na bok, potem wydobył z kieszeni papier i, podając go Brzdączkiewiczowi, rzekł:
— Naprzód przeczytaj, profesorze, i powiedz mi swoje zdanie!
Podany do odczytania papier był to list ojca jednego z pensjonarzy, mniej więcej tak brzmiący:
„Utrzymywany przez szanownego pana pensjonat jest wzorowy pod względem świeżego powietrza, ruchu i zasad moralnych, to jest pod względem tych artykułów, które pana nic, albo mało kosztują. Przedmioty o wiele droższe, jak pokarmy mięsne i nauka, udzielane są w pańskim pensjonacie bardzo homeopatycznie. Ten zarzut czynię, jako rozżalony ojciec, ponieważ się przekonałem, że syn mój przez cztery lata pobytu w konwikcie pańskim nadzwyczajnie zgłupiał, schudł, a ostatecznie leży obłożnie chory, nie mogąc strawić kotletów z zepsutego mięsa. On sam i odwiedzający go koledzy jednozgodnie twierdzą, iż przez trzy dni z rzędu dawano im na obiad takie kotlety, których nie chciał tknąć nawet domowy piesek, lepiej zapewne odżywiany, niż pańscy pensjonarze. Dopóki mi szanowny pan tych faktów nie objaśni i nie przekona mię dowodnie, że jest inaczej, do-