Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/010

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pomimo swej filologji i poetycznego nastroju, zmaterjalizował się profesor; nie dowierzał rachunkom, podawanym przez Kazię, targował się, dziwaczył, coraz częściej powtarzał: „Sodoma, Gomora“, co dziewczynę obrażało i gorszyło. Stał się teraz szorstki, cierpki, kilka razy nawymyślał Kazi, a miał przekonanie, że ona mu ubliżała. Znamienną cechę tego filologa stanowiło obecnie to, że czysto podmiotowe wrażenia brał za przedmiotową rzeczywistość, a gdy się uparł i zaciął, nie można go było już w żaden sposób przekonać... Pewnego razu doszło do arcyniemiłego zatargu z Kazią, która pedagogowi rzuciła w oczy: „Paskudny człowiek!“
Brzdączkiewicz natychmiast na dziewczynę zaniósł skargę do właścicielki zakładu gastronomicznego; ale to na nic się nie zdało, gdyż stronę Kazi wziął zastęp dziennikarzy i feljetonistów, stale lub niestale stołujących się u Michaux. Dzięki literaturze, dziewczyna wyszła zwycięsko z zatargu i utrzymała się na swojem stanowisku, a skompromitowany, zgoryczony profesor na zawsze opuścił jadłodajnię u Michaux. Stracił zupełnie szacunek dla kobiet, przeniósł się „Pod elektryczność“, gdzie była usługa męska, i dostał kataru żołądka.