»Wysłuchaj mnie łaskawie, bo nocne obłoki,
Mogą mnie zając w siatkę swéj groźnéj pomroki,
Z białych widmów i czarnych widziadeł zastępem,
Z złémi duchy, leniwe wlekącémi kroki,
I z ponurym puszczykiem i z grobowym sępem.«
»Oto czas, w którym zmarli słabą tańczą nogą,
A w nich księżyc twarz bladą nieruchomo wraża,
A srogi, dziki upiór, z śmiertelnika trwogą.
Ciężki głaz wznosząc silnie z mogiły cmentarza,
W grób otwarty zlękłego pociąga grabarza.«
»Wkrótce potworne karły, pyłem uczernieni,
Gnomowie z swych wystąpią niezgłębionych cieni.
Ognista Salamandra z Wodnikiem się spoi,
I błękitnawym ogniem strumień się przystroi,
I mignie się nad trzciną blask błędnych płomieni.«
»Oh! gdyby dla rozrywki nudów swego zgonu,
Umarły do swych kości chciał mnie zamknąć w trumnie,
Lub czarownik, z méj trwogi szydząc bezrozumnie,
Na wieży, z któréj północ głos przeciąga dumnie.
Chciał przykuć lot mój cichy do uderzeń dzwonu.«
»Ah! otwórz, otwórz okno! Gdybyś mną wzgardziła,
Musiałbym wyszukiwać stare z mchu gniazdeczko,
I spłoszonéj jaszczurce wydziérać je z sprzeczką.
Otwórz! wzrok mój jest czysty, rozmowa tak miła,
Jak to, co z lubym cicho kochanka mówiła.«