Strona:Wybór poezyj pomniejszych Wiktora Hugo.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Duch mój jest bratem tych nadobnych cieni;
Jużeśmy i nad życie i nad grób wzniesieni.
To je wiodę, to skrzydła przybrawszy jak brat,
Z niémi umarły, bujam po nadziemskiéj przestrzeni;
To one, ze mną żyjąc, zdobią mi ten świat.

Uczę się myśli moje na ich sposób snuć;
Wtedy widzę je, widzę, wołają mnie: pójdź!
Tworząc koło na grobie tańczą lube cienie,
Wtém je zwolna stopniowe osłania zaćmienie,
I ja zaczynam znowu jak na jawie czuć.

III.

Jedna zwłaszcza, aniołek, najmilsza z Hiszpanek,
Białe ręce, pierś wzdęta niewinném westchnieniem,
Oko czarne Kreolki, iskrzące wejrzeniem;
I ten wdzięk niepojęty, ten świéżości wianek,
Co skroń piętnastoletnią uwieńcza promieniem.

Nie z miłości umarła. Jeszcze do téj chwili,
Jéj trosk, jéj roskosznego nie znała uśmiéchu.
Nie napiła się jeszcze w jéj lubym kiélichu;
I choć widząc ją, wszyscy: »Jak piękna!« mówili,
Żaden jéj nie rzekł po cichu.

Tańce nazbyt lubiła, i to ją zabiło,
Świetne, rozkoszne bale zbyt ją czarowały,
Dziś jeszcze jéj popioły w grobie drgają miło,
Kiedy w pogodnéj nocy tańczy obłok biały
W tarczy księżyca wspaniałéj.