Z lubych swobody siedlisk, z samotnéj zacisze,
Gdzie przymus czułym sercom ostrych praw nie pisze,
Słodki pokój skroń wieńczy w kwieciste uploty,
A wrót bacznéj na wszystko straż pilnuje cnoty:
Tak chce ociec, los każe, lud czeka z ochotą,
Żebyś w inny dom przeszła, nadobna Doroto,
I ten wdzięczny przybytek, wolnych dusz kochanie,
Na pełne trwóg i wrzawy zmieniła mieszkanie.
Widzisz ten gmach ponury, tę broń płytką i te
Burzliwéj gońce śmierci ze śpiżu ulite,
Ten ruch ludu żelazny i chrapliwe krzyki,
Płochopiórych postrachów czujne poprzedniki.
Tu masz mieszkać; tu wespół z Marsową maczugą
Zaszczytną złożyć igłę Minerwy posługą,
I na jednym wezgłowiu, wiecznych losów czynem,
W nierozerwany wieniec spleść różę z wawrzynem.
Czeka ołtarz na słowa, Bóg słucha przysięgi,
Rozmysł poprzedza, wiara w wieczne pisze księgi;
Czas ich strzeże, śmierć patrzy, w któréj życia dobie
Tajemny skinie wyrok, by je zdarła w grobie.
Już cię z tarcz i pancerzów na usłane łoże
Wdziawszy złote Lucyna prowadzi poroże[1],
Wdzięki wiodą pod ręce, Hymen ognie nieci,
A polotne Cytery kwiat rzucają dzieci.
Ufną z dzielnych uroków wszytkowładnéj duszy,
Widzę, iż żaden przykry widok nie poruszy:
Idziesz z miłym uśmiechem, będąc pewna o tem,
Że cnota głazy miękczy, a stal czyni złotem.
- ↑ Poroże — księżyc na nowiu.