Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom II.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Więc paść?... Ha! jeszcze jestem panem ziemi
rozkazuję: Stój!... Do boju! dalej!
Świat się na barki Popielowe wali —
Nie, — on się gruzem rozsypie do koła,
A ja stać będę. (Do zgromadzenia).
Co, schylacie czoła?
Idźcie!

SCENA PIĄTA.
(Ci sami; wchodzą: Świergoń i Sęp pod strażą).

POPIEL.   Ha! stójcie! Jaka jego wina?
ŚWIERGOŃ.   Królu, przez niego lud ciebie przeklina.
POPIEL   (ze zgrozą).
Przeklina?!
ŚWIERGOŃ.   On ma czary, nie spiewanie.
Mnie łzy samemu kręciły się panie,
Kiedym go słuchał w chacie pośród kmieci.
A kmiecie, królu, płakali jak dzieci
Przypominając dawny czas — i klęli.
POPIEL.   Sępie, liczyłeś już tych, których ścięli
Z mego rozkazu.
SĘP.   Liczyły ich bogi.
POPIEL.   Milcz!
SĘP.   Z oczu twoich błysło próchno trwogi —
Zetnij mnie! Pierś ma swoje wyspiewała.
Może u bogów głowa moja biała
Będzie ostatnią skargą na twe ręce.
POPIEL.   Głupcze! Ty myślisz, że ja się poświęcę
Na śmiech, mordując śpiewające dziady?
Lepsza krew broczy Popielowe ślady;
Twa ich nie splami. (Do sługi).
Weź go do Kruszwicy!
Tam w zamku nudno mojej gołębicy;
Nim ja zwycięzcą powrócę, niech śpiewa.