Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom II.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
SCENA JEDENASTA.
(W zamku Popiela.)
(Kalina ustawia chleby. Stół nakryty do uczty, z boku stół mniejszy, a na nim dzbany z ciemnej i białej gliny.)

KALINA.   Niech mi zazdrości! Ona nie uczyni
Lepszego chleba, choć z niej gospodyni,
A ja Kaliną sobie.
(Ze smutkiem.)
Już nie sobie!...
Gdzie on jest?... Poszedł po wiecowej dobie,
I z niskąd o nim słyszeć się nie zdarzy.
A czy powróci? Ach, on sobie waży
Tak lekko życie, a ja taka biedna!
Kiedyż się dowiem czego?... Chyba jedna
Piosenka moja wie, jak mi tu smutno.
Wczoraj Rzepicha wyszła bielić płótno,
Lecz nie mówiła nic o Ziemowicie.
Chrońcie go, bogi!... Z nad bram dziś o świcie
Jaskółcze gniazda spadły, gdym spiewała.
I czemuż spadły? Mnie zakamieniała
W ustach pieśń moja, jakby zczarowana.
Pójdę do matki.
(Idzie kilka kroków, potem staje.)
Bławatek mi zrana
Wróżył na dobre.
(Wyjmuje bławat z włosów i poczyna obrywać.)
„On wróci — Nie wróci —
„Wróci“... A potem serce się zasmuci,
Kiedy bławatek skłamie. Święte bogi,
On może nie wie, jaki on mi drogi.

SCENA DWUNASTA.
(Kalina, Piast wnosi kosz.)

KALINA.   Piast... Będę pytać...
PIAST.   Przyjmcie, pani miła,
Te dary.