Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom II.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Idź, niech się zbrojni ściągają w równiny,
Czas już na stryjów!

(Żóraw odchodzi.)

POPIEL   (patrząc na zamek). O, tam sen, tam cicha
Noc nad moimi jeszcze się uśmiecha;
Tam spoczywają mi dwa serca drogie.
I w całym zamku sen... Ja spać nie mogę!...
Rozdarł się we mnie duch: jedna połowa
Wisi, jak czarna chmura piorunowa
W dzień nad tłumami, i mogiły mnoży —
Druga — ta znana mnie, mnie tylko trwoży.
Kmieć legł i milczy; — cisza śród rycerzy;
Zamilkną stryje;... gdzie mój miecz uderzy,
Wszystko w milczeniu do nóg mi się wali.
Przeklęta pamięć serca! Żre i pali
To serce za to, że rąk miało dwoje.
Dość! Niech przeklina głupiec czyny swoje;
Ja mam pilniejszą do spełnienia sprawę!
(Zamyśla się.)

SCENA PIĄTA.
(Popiel; wchodzą: Adela i Fuchs.)

ADELA.   Więc jeszcze dzisiaj ruszasz na wyprawę?
POPIEL.   Dziś —
ADELA.   Kogoż stróżem zostawisz twej strzesze?
POPIEL.   Ja miano „Popiel“ w powietrzu zawieszę,
A strzedz was będzie postrach tego miana.
ADELA.   Zły to stróż, królu, i często do rana
Na powierzonej nie dotrzyma straży.
(Odciągając Popiela.)
Jeśli się tobie nieszczęście przydarzy...
Tyś ojcem; dola zmienna; zważ, Popielu!
POPIEL.   Pokąd ja szczerbię na nieprzyjacielu
Miecz, pokąd z piersi nie schodzi mi zbroja,