Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom II.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Będzie rwać serce, wpierw tak niezmącone?
O, straszną duch mój wybrał sobie drogę!
Zajdę — gdzie zajdę! — Wrócić już nie mogę!

(Po chwili.)

Ha, czemuż z takim wystąpił oporem?...
Dziękuj mi, starcze! Pod kata toporem
Byłbyś ty może skonał jako zbrodzień.
Teraz cię będzie lud wspominał co dzień,
Boś padł z mej ręki... lud, głów fala płocha,
Co huczy, gdy wiatr, i krzykaczy kocha.
Tyś padł, mnie za to naprzód krótsza droga.
Wy chcecie ze mnie mieć martwego boga,
Cień króla, błahe cacko waszej woli?...
O, jam się zrodził do świetniejszej doli,
Ja chcę! O, straszny wasz bóg; on nie spocznie
Aż wszystkie swoje sam spełni wyrocznie.

(Po chwili.)

Zuchwałych zdepcę; dla łupu i sławy
Zapomni o tem wojownik, żem krwawy.
Lud — mleko w żyłach ma ten lud oraczy...
Jednak niech ich kto śród bitwy obaczy,
Kiedy od chat swych odpędzają wroga,
Gromowładnego w każdym ujrzy Boga.
Lecz po zwycięstwie — a zawsze zwycięski —
Szczęśliw powraca z wieścią wrażej klęski
Do pszczół, lub cichy na roli usiada
I żyje wieczór powieściami dziada,
Jak krzew kaliny pieśniami słowika.
Precz z tem! Mnie zgrozą ta cisza przenika! —
Ona Mirosza co dnia we mnie zbudzi...

(Patrząc na ręce)

Ja krwawy, krwawych potrzebuję ludzi. (Zamyśla się.)
CZORCZ   (skradając się).
Król sam — Zbigniewie, błogosław tej dobie!
POPIEL   (spostrzegając). Ktoś ty?
CZORCZ.  Przyszedłem pokłonić się tobie,
Królu. Ja jestem rycerzem, Sas z rodu;