Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom II.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Chytrze wraz ze mną ręka twa zdziałała.
Zlicz pasmo twoich zdrad... Niegdyś tak biała,
A dziś opitaś ty krwią, jak wilczyca.
I jam nie lepszy; nie odwracaj lica;
Karmu dla piekła może więcej we mnie.
Pomyśl, że wszystko stało się daremnie;
Żeśmy przeklęci — i walka skończona —
A ty, książęca córka, moja żona,
Podłych mych stryjów będziesz służebnicą!...
Choć piekło na dnie, lepszy grób, orlico...
Idź!...

(Adela po tych słowach waha się chwilę, potem rzuca się ku małym drzwiom. Chwila milczenia.)

POPIEL   (do Świergonia.)
Spojrzyj! kędy pobiegła królowa,
(Świergoń odchodzi.)
(Do Żórawia.)
Żórawiu, kto nas w mogiłach pochowa?
Gdyśmy na Niemców czynili wyprawy,
Innej obadwa czekaliśmy sławy.
(Po chwili.)
Hej! Jeszcze mocy na rok, na pół roku —
I tam, za Odrę! Ty przy moim boku,
Zawzięty mściciel niewoli, a z nami
Waleczni; i tam wpaść, niszczyć mordami
Plemię podlejsze od gadu... O bogi,
Wielkieście wy mi wskazywali drogi.
ŻÓRAW.   Wielkie!
(Wchodzi Świergoń.)
POPIEL   (do Świergonia.)
Gdzie pani?
ŚWIERGOŃ.   Skoczyła w jezioro
Z synem twym królu.
POPIEL   (po chwili milczenia). Jak to leci skoro!
Ha! stamtąd już ich nie dostaną wrogi...
Gdym ją raz pierwszy wprowadzał w te progi,
Nie przeczuwaliśmy takiego końca.
Straszne to życie! Kilka godzin słońca,