Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom I.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I urósł gaj: już wicher, co wiał w starca włosy,
Złotolite rozwija proporce i kosy;
Z jedwabnych wstęg, jak z ramion jodłowych biesiorow,[1]
Leje muzykę nakształt szumu ciemnych borów,
Lub tajemnemi szmery śpiącego otula;
Więc cieszą się, bo, widno, cichy sen u króla.

A w półśnie król powieki odchyla: las wkoło!
Czuje: krzepiące chłody płyną mu na czoło;
Słyszy: potężne drzewa szmer nad nim rozwiodły,
Jakby owe dalekie puszcz litewskich jodły.
Zamknął oczy, śpi, marzy, a słodko znać marzy,
Już mu się uśmiech rozlał na sędziwej twarzy;
Śni o rodzinnej Litwie, w borach wzrokiem tonie,
Wiatr mu niesie woń kwiecia i żywiczne wonie,
I jasna jako zorze, jakimś smutkiem rzewna,
Przybliża się z uśmiechem doń polska królewna,
Podaje krzyż,... do sławy wiedzie jak orlica,...
I niknie w mgle. — Wtem stary król nasrożył lica:
Śni mu się, że wyjechał na grunwaldzkie wzgórze;
Patrzy, brat Witołd z wojskiem giną w pyłu chmurze.
Wielki mistrz go pomija, ale z mistrza roty
Pędzi doń na rumaku jakiś rycerz złoty,
Rycerz Dyppold, broń wznosi, do walki go wzywa....
„Ha stój, Dyppoldzie!...“ Nagle ze snu się porywa.

Zerwał się król; poznaje, co za las wokoło.
O, nie polskie to dęby, nie litewskie jodły
Taki cudny rozhowor nad głową mu wiodły,
Ani też go bór kiedy owiał takim cieniem,
Ani też kiedy usnął takiem słodkiem śnieniem,
Jak pod temi sztandary, co mu na włos biały
Na polach Tannenberga odpoczynek lały.
Toż o tym śnie do zgonu pamiętał król stary,
Jodłami zwą rozpięte krzyżackie sztandary;
I nieraz, gdy się w zamku z rycerstwem zabawiał,
O dniach tych polskiej sławy zadumany mawiał:

  1. biesior, właściwie: bisior = feston, girlanda.