Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/312

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

304
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— A cóż się wam zdało?... niespokojnie, stojąc ciągle w progu, mówił Siemion. Cóż to było? na miłego Boga!
— Nic, nic, śmiejąc się dodał chłopak. Dajcie mi klucz od biblioteki; jutro po dniu muszę ją zobaczyć.
Burgrabia się zawahał, pomyślał, ale panicz naglił; weszli więc i drzwi zaryglowawszy, stary oddał klucz Eugeniuszowi, który go chciwie schował do kieszeni.
— Gdybym nie był pewien — rzekł postępując z wolna ku środkowi — że co mówią o duchach i zjawiskach, jest przesądem i słabych umysłów hallucynacyą, tobym sądził, że istotnie wchodząc tu, widziałem kobietę siedzącą u stołu, nad księgą...
— Kobietę! powtórzył Siemion — a jakże ona wyglądała?
— Była podobna do portretu babci Emilii... téj, która ma krwawą pręgę na szyi — rzekł Eugeniusz.
Na te słowa stary burgrabia począł drżeć widocznie, spuścił głowę, i co żywiéj ku drugim drzwiom do wyjścia się skierował; ale Eugeniusz, ochłonąwszy z pierwszego wrażenia, ciekawie rozpatrywał się po bibliotece, poszedł do krzesła, na którém zdało mu się, że widział ową postać, i chwycił książkę najbliżéj leżącą.
Księga była gruba dosyć, oprawna w skórę białą, z klamrami srebrnemi. Rzuciwszy w nią okiem, przekonał się, że nie była drukowana, ale pisana. Na pierwszéj karcie błyszczały herby Spytków, wymalowane na tarczy obwiedzionéj dziwnemi ozdobami. Do podtrzymania godła rodziny służyli z jednéj strony rycerz w hełmie otwartym, z którego wyglądała trupia głowa; z drugiéj lew, rozdzierający gryfa. Przy-