Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

269
ONGI.

nie budząc usypiającego wychowanka, wyszedł, aby się spytać co się stać mogło? Byłby wszakże z trudnością się rozmówił, gdyby wypadkiem nie przesunęła się w téj chwili blada jak marmur, zasępiona pani Brygida. Szła z oczyma wlepionemi w ciemność... z lampką w ręku... Ksiądz troskliwém pytaniem ją wstrzymał...
— Módl się, odpowiedziała mu: pan i mąż mój niebezpiecznie zapadł...
— Cóż się stało?
— Nic... zachorował...
Była już noc, gdy sługa czuwający przy panu Spytku omdlałego podniósł z klęcznika, przy którym się modlił, i pobiegł oznajmić pani. Stary leżał z gorączką silną na łóżku. Natychmiast posłano po lekarza do blizkiego miasteczka, a konie rozstawiono do Lublina, aby nad ranem mógł przybyć lekarz inny, Włoch, który największéj sławy w okolicy używał. Spytkowa, na chwilę tylko odszedłszy od łoża męża, wróciła przy nim zająć swe miejsce, milcząca, ale przerażona tém uderzeniem piorunu. Spytek był nieprzytomny, odzywał się jakby do niewidzialnych postaci łoże jego otaczających; to płakał, to milczał, lub modlił się. Potém gdy chwilka snu go jakby pokrzepiła, budził się, poznając żonę, odzyskując zmysły, mówiąc chłodno i rozważnie; ale te jasne momenta trwały krótko, a po nich zaraz jakby mgłą oblekał się umysł, i znów wracali owi umarli do łoża... gorączkowe hallucynacye, łzy i modlitwy...
Na krześle przy starcu, łzy nie roniąc, marmurowo spokojna siedziała Spytkowa, słuchała i patrzała, jak się pogląda na spełnienie wyroku nieuniknionego. Trudno było odgadnąć co się w jéj sercu działo, ja-