Przejdź do zawartości

Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

186
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

dziny płyną mi u trójnoga w zapatrywaniu się na postaci święte, wielkie, wspaniałe, które wywołuje na płótno czytanie i modlitwa. Czasem przyjdzie pamiątka stara przesunąć się po tym błękicie, jak złocista chmurka po niebie. Nie zaprę ci się łez, które płyną z tych oczu; ale to nie są łzy rozpaczy, to słodki płacz cichego smutku, oświeconego nadzieją wieczności!
— Szczęśliwy! tyś szczęśliwy! Nie pojmuję i zdumiewam się, i dziękuję Bogu. Lecz z kim tu podzielić myśli?
— Myśli! Dawne myśli moje dumne i skrzydlate złożyłem na ofiarę Bogu. Umorzyła je wiara cudem mi przywrócona. Pokorne myśli dzisiejsze wspólne mi są z dziecięciem i wieśniakiem. Dusza moja nie potrzebuje dziś wywnętrzać się jak dawniéj, gdy tęskniła do ideałów, które próżno goniła po rzeczywistym świecie.
Mamonicz postrzegł jedyną pamiątkę dawnego życia, bronzowego sfinksa, na którego grzbiecie zakonnik wbił krzyż i postawił go nad łóżkiem. To dziwne godło zastanowiło go, a spojrzenie Tytusa objawiło Maryanowi zapytanie.
— Spoglądasz na sfinksa? spytał: dziwi cię tutaj! krzyż na nim! To pytanie, a to rozwiązanie zagadki. Chrześciaństwo rozwiązało wszystko — drugiém życiem. Sfinks nie jest tém, czémeśmy go sobie dawniéj coraz inaczéj tłómaczyli. Sfinks to człowiek i ludzkość. Pół anioła, pół zwierzęcia, wieczna zagadka, rozplątana nieśmiertelnością, bojem, walką i wzniesieniem się duszy aż do bóztwa. Naówczas rozwiną się skrzydła kamienne i opadnie ciało bestyi, a sfinks ku niebu wzleci! Chrystus skruszył zagadkę tysiąców lat