Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

62
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

też z kluczami przeszła mimo niego daleko więcéj razy niż wczoraj. Przebiegły Żmujdzin wyrachował nawet, że dłuższą drogę wybrała do lochu pod pozorem, że ta była suchsza.
Na zawiązujące się stosunki p. Tomasz patrzał okiem wesołém i żartował z Bartka. Żmujdzin uśmiechał się, ale nie zapierał i nie bronił, gdy mu zarzucono, że się we France pokochał. W istocie nie było się czego wstydzić.
— No, ale co z tego będzie? spytał nareszcie Burda w tydzień potém, gdy już cały dwór szeptał o miłostkach ładnéj dziewczyny ze żmujdzkim, jak go nazywano, niedźwiedziem.
— Co ma być! odparł Rugpiutis. Niedźwiedź, zwyczajnie niedźwiedź, wydrze barć i pójdzie w las.
— O! tak nie, mój kochanku! szybko i marszcząc się rzekł pan Tomasz. Niedźwiedź mógłby dostać po skórze.
— A jakże?
— Niech niedźwiedź weźmie sobie barć na plecy i rusza.
— Wie pan jak się łapią niedźwiedzie w puszczach około Miednik?
— Nie.
— Ja panu powiem! Przy barci robią klatkę, meszka lezie do miodu, a wpada w niewolę.
— A na co mu się miodu zachciewa?
— Ba! to prawda! Ale gdyby niedźwiedź zabrał sobie barć, to co będzie miał w dodatku?
— Mówiłem ci już nieraz.
Bartek potrząsnął głową.
— Wie wielmożny pan co! Gdybym ja się oże-