Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

58
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

dwie hoże dójki, śmiejąc się i chychocząc, ogromne naczynie z mlekiem, przykryte czystém cedzidłem; ale w Litwie i panienki dworskie często do krów chodzą. Bartek z uszanowaniem zmierzył oczyma śliczną dziewczynę, która ukradkiem spojrzała także na niego, a tak w nią oczy wlepił chciwie, że aż uśmiech mimowolny, ale prędko pohamowany, na usta jéj wywołał. Pan Tomasz nadchodzący schwytał Żmujdzina na uczynku.
— A co to waszeć już, dalifur, na dziewczęta mi się zagapiasz? zawołał pan Burda, śmiejąc się.
Zawstydzony Bartek począł zapalczywie trzeć farbę i szukać konceptu na odpowiedź, aby się wykłamać z zagapienia. Nie chciał być bowiem posądzony o utratę przytomności z jakiegokolwiek bądź powodu, a uczuł, że musi mieć minę dość głupawą. Wyobrażał też sobie, że ta panna nieskończenie być musi wyższą stanem od niego; a kto zna obyczaje litewskie, zwykłą skromność stroju wieśniaczek i chętne zajmowanie się gospodarstwem, nie zadziwi się omyłce Bartka. Była to omyłka, z któréj wkrótce wyprowadzony został przez pana Tomasza.
— A któż to waści wpadł w oko? zawołał Burda: czy sroga Naścia upodobana zazdrosnemu ekonomowi? czy Parasia rumiana ulubienica Fedora gumiennego? czy może sama Franka?
— Wszystkie trzy! rzekł ochłonąwszy Bartek.
— O! dalifur! na raz za wiele! zawołał pan Tomasz, rycząc od śmiechu.
— Dla oczu nie, odparł Żmujdzin, schylając się nad kamieniem.
— A prawda, że Franka ładna? spytał stary kawaler, klaskając językiem.
— Któraż to, wielmożny panie?