Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/322

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

314
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

gąc się go o to zapytać, Mamonicz tknąć ich nie śmiał. Jan ciągle leżał w gorączce. Doktor Fesz kiwał głową i przepowiadał długą słabość. Chwilami okropny szał i gwałtowne miotanie się na wszystkich opanowywały chorego; chciał bić, dusić, męczyć, zarzynać i mścić się. Mamonicz porwanym z nienacka nożem o mało bardzo niebezpiecznie skaleczony nie został.
Po takich szałach i przystępach obłąkania, rozpływał się chory we łzach, gadał z matką, uniewinniał się przed Rosą, modlił za duszę Artura, pieścił z gołębiem i śpiewał piosnkę dziecinną. Z piosnki dziecinnéj kończył na de profundis.
Słabość przybierała tak dziwne cechy, a tak była uparta, że Tytus począł się lękać obłąkania na zawsze.
Wszakże dzień i noc od łoża nie odstępując, sprowadzając najlepszych lekarzy, wysechłszy i wybladłszy od tych strapień, współczucia, bezsenności, pracy, powitał jednego ranka świtającą przytomność! Co to była za radość!
Jan budził się po długim śnie i wyrzekł najprzód:
— Zabiłem ją?
— Ty, kogo?
— Ją!
— Nie.
— Cóż się stało?
— Nic się nie stało; leżysz i chorujesz, a ja cię pilnuję, masz się lepiéj!
— A ona?
— Kto taki?
— Elwira?
— Nie wiem prawdziwie! zapewne musi próbować oczu na kim innym.
Zawstydzony Jan umikł.