Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

23
SFINKS.

trudno było. W pośrodku celi, w habicie bez kaptura stał zakonnik wysokiéj postawy i ślicznego charakteru głowy. Wypełzłe z włosów czoło, porysowane zmarszczkami poprzecznemi, oczy wpadłe lecz świecące, nos suchy, kształtny, usta wązkie i blade, ale pięknych linij, szyja muskularna i silna, wystawały tylko z pod grubéj sukni braciszka. Ręka brunatnym włosem pokryta, trzymała pendzel, gdym wchodził. Wyraz téj postaci i twarzy pełnéj zapału, smutku i rezygnacyi, zachwycał jak niespodziane zjawisko.
Stanąłem w progu. Braciszek spojrzał ku wchodzącym i zmieszał się widocznie; rumieniec przelotny pokrył mu chude policzki, zadrżała ręka; szybko pendzle wsunął w paletę, rzucił o podłogę i pośpieszył ku nam.
Jak błyskawica tylko dumne jakieś uczucie przeleciało po twarzy jego, natychmiast zmienił się gwałtownym wysileniem jéj wyraz i schylone czoło pobladło znowu.
Na zapytania moje, zadziwienia i pochwały, odpowiedział kilku niewyraźnemi słowy, pełnemi skromności i pomieszania, pomieszania dziwnie wydającego się przy pooraném czole i siwiejącym włosie. Zdawało się jakby bronił nam wnijścia i chciał wyprzeć na korytarz koniecznie. Mnie zaś bardzo o to chodziło, żeby zobaczyć inne roboty braciszka. Podwoiłem pochwał i usilnéj prośby, a za wstawieniem się ojca Serafina, pozwolono mi nareszcie wpół prawie gwałtem wcisnąć się do celi i spojrzeć na nowe obrazy. Wszedłem śpiesznie, z uwagą jednak, jakie wymagało przeciskanie się między natłokiem sprzętów.
Najpierwsza robota, mokra jeszcze i niedawno ha-