Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

205
SFINKS.

nareszcie. Bacciarelli przyjął go zimno, udał jakby nie wiedział dla czego tyle dni nie pokazywał się w pracowni, i nakazał brać się do karuzelu. Jednakże chcąc sparaliżować effekt obrazka, wyznaczył rozmiar tak mały, że przy mnóztwie osób niepodobieństwem prawie było wybrnąć zwycięzko z tak trudnego zadania. Jan podżegnięty trudnością, w kilka dni prawdziwe stworzył arcydziełko: drobniutkie figureczki, wykonane lekko, łatwo a z duszą, żyły; wszystko było wyraźne choć drobne, a nie twarde; egzekucya zachwycała barwą i światłocieniem. Pod pretekstem poprawek, Bacciarelli popsuł obrazek. Jan zobaczył to, i zebrawszy się na odwagę, potajemnie starł świeże jeszcze poprawki cierpliwie, i przywrócił robotę do pierwszego stanu. Malarz nic o tém nie wiedział, a szpiegi pracowni nie dojrzeli tego i nie donieśli. Obrazek wysychał w kącie. W kilka dni król zapytał o karuzel. Przyniesiono mu go; ale jakież było zdziwienie Bacciarellego, gdy na nim roboty swéj nie mógł znaleźć! Oczy mu zaszły krwią od gniewu, zagryzł wargi, ale zmilczał w początku.
Che bestia! mruknął tylko przez zęby.
Stanisław August tak był kontent z roboty, tak się nią bawił, że w uniesieniu chwilowém, nie zważając na kwaśne uwagi i krytyki Włocha, rozkazał zawołać Jana i spytał go: czegoby życzył?
Ośmielony łagodném i wesołém wejrzeniem króla, Jan rzucił mu się do nóg, w kilku słowach opowiedział biednego swego życia historyę, a z piersi wyrwał mu się ów wyraz żądań — niepohamowanych każdego artysty:
— Włochy!
— Jedź, rzekł król, — a wracaj nam mistrzem! Jest