Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

170
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

herby na facyacie, tam gniazda wróble tylko, lub schnące na tarciczce sery.
Jan wśród próżniactwa podróży, patrząc na dwory, usiłował zgadywać kto je zamieszkiwał, wnikał w ich życie z kolei spokojne lub wrzawy pełne, i budował z kilku zdziebeł całe losy, całe historye pełne obrazów i obrazków. Potém zwracał myśl na siebie, na matkę, i biegł popatrzeć duchem na ubogą chatę, stojącą w Brzozowym Ługu, tak nagą, tak wcześnie pochyloną, tak biedną!
Jednego dnia ukazał mu się wieczorem wielki pałac Sapiehów na górze panującéj miastu, gdzie zapewne dawniéj musiało być starsze od niego zamczysko obronne.
Teraz wymowne świadcząc o potędze czasu, wielki gmach bez wałów, mostów zwodzonych i wieżyc, stał sobie spokojnie i patrzał po okolicy. Zdawał się mówić ziemi opasującéj go, dolinom i miasteczkom, wsiom i folwarkom: „Jam pan wasz!” Stał jak na straży, podparłszy się w boki długiemi galeryami, które trzypiętrowy korpus łączyły z oficynami.
Piękna brama z zegarem wiodła na owalny podwórzec. Pańskie herby świeciły na frontonach, ale w pałacu było pusto. Nie jak dziś, gdy ruina i Żydzi opanowali opuszczone a pamiątek pełne miejsce; lecz pusto na chwilę, bo panowie odjechali. Lasy, miasteczko, zamek i dalsze widoki, wszystko to razem wzięte, a oświecone na chwilę tak, że pałac w świetle był cały, wywiodły Jana z ołówkiem w ręku za miasteczko, dla naznaczenia sobie widoku tego w podróżnéj księdze, gdzie zwyczajem artystów wziętym od Batrani’ego, twarze dziwne lub piękne, drzewa, budowy, widoki zbierał poczynający malarz. Żyd właśnie