Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

146
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

mistrza, którego chmurne czoło, zaczerwienione oczy, skłopotana mina wiele mówiły.
— Janie, rzekł Batrani cicho, dobywając głosu — kochany Jasiu — poprawił się — musimy się rozstać.
— My! rozstać! jak to?
— Tak, powtórzył Włoch ocierając łzę rękawem: nie ja, nie ja, ale ona, Maryetta cię wypędza. Nie wiem coś zrobił. Musiałeś ją oburzyć temi nieszczęsnemi miłostkami przez okno: ona taka święta i czysta!
Jan spuścił oczy jak winowajca.
— Nie chce cię widzieć więcéj w domu; kazała mi cię ztąd wysłać. Lecz dokądże ty pójdziesz biedne dziecko?
I Włoch oparł się o mur zamyślony.
— Ja nie wiem, Bóg poprowadzi, rzekł Jan smutnie, patrząc w okno, w którém mignęła twarzyczka Jagusi.
— Jak ty bezemnie, jak ja się obejdę bez ciebie? Nie wiem... Tyle rzeczy mogłeś się tu jeszcze nauczyć, na tak dobréj byłeś drodze! A! mój drogi! bądź co bądź, nie rzucaj malarstwa. Ono jest także kapłaństwem. Poświęć mu kobiety, nadzieje znikomego szczęścia, świat, życie. Nie dla sławy, bo cóż sława? ale dla nagród, które znajdziesz w sobie samym. Sztuka jak wiara (na mniejszy rozmiar) sama płaci sobą. Nie porzucaj jéj, zaklinam cię. Ludzie cię może nie poznają, świat cię sponiewiera, nie ocenią cię pewnie: będziesz dla jednych za wysoko, dla drugich pozornie za nizko; napoją cię octem i żółcią, przebiją ci bok i serce. Ty wszystko to poświęć sztuce: ona wielka, ona ci nagrodzi męczarnie chwilami niezrównanéj rozkoszy. A jeśli jeszcze wiara dawna, gorąca, w sercu twém ze sztuką za ręce się weźmie, będziesz szczęśliwszy o kawałku razowego chleba, niż inni opływa-