Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

116
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

mania nie opłacono. Początki! wszystko jest w dobrych początkach! powtórzył. Bądźże zdrów! rzekł do całującego go w rękę Jana: bądź zdrów, a jeśli zostaniesz w Wilnie, odwiedź mnie czasem i daj wiedzieć o sobie.
Jan wyszedł ocierając łzę, a Szyrko otworzył powoli kuferek, dobył kilka dukatów w pęcherz zawiniętych, obejrzał się, zamknął i wyszedł na swoje wieczorne stanowisko. Adam czekał na towarzysza, noc już była, usiedli razem i w ciemności gadali długo; potém ze łzami w oczach Jan ukląkł się pomodlić, i nie spodziewając się snu, po cichu legł na sienniczku. Ale sen młodości, tém silniejszy im większe było dnia wzruszenie, objął go i przeniósł w mgnieniu oka do poranku wrot.
— Idę do Szemiaki, czekaj na nas, rzekł Adam. Bądź zdrów, do zobaczenia, i nie trać nadziei.
W myślach sam z sobą spędził cały czas do południa przyszły nasz artysta. Biły już dzwony, zwiastując dwunastą, gdy szybkie kroki dały się słyszeć na wschodach, i głos, po którym poznał Jan, że Adam nie sam powraca. Otworzyły się drzwiczki. Młody chłopiec wszedł z jasną twarzą i ciekawemi czarnemi oczyma.
— Dzień dobry! dzień dobry!
Adam szedł za nim, wpół wesół także, ale na je go bladéj i spracowanéj twarzy wesołość przesuwała się jak zachodzącego słońca blaski po chmurkach, co migną i gasną, a po nich siny tylko, zimny obłok znów zostaje.
— Dobra nowina! dobra nowina! rzekł Adam. Ot kochany Wawrzyniec był już u Batrani’ego. Batrani poczciwy nie odmawia, ale kładzie dwa warunki: na-