Strona:Wspomnienia z mego życia (Siemens, 1904).pdf/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyuczając nas nieskończonej ilości rozmaitych wierszy. Rodzice, oddani zajęciom gospodarskim, zwłaszcza matka, zajęta ciągle powiększającą się gromadką młodszego rodzeństwa, nie wiele mogli się wychowaniem naszem zajmować. Ojciec, człowiek najlepszego serca, ale niezmiernie gwałtowny, karał nas z nieubłaganą surowością za każde niewypełnienie obowiązku, za najmniejsze nawet kłamstwo, lub nieuczciwy postępek. Bojaźń ojca, a miłość do matki, której za nic w świecie nie chcieliśmy zmartwić, trzymała też w rygorze naszą swywolną gromadę. Najpierwszym obowiązkiem było opiekowanie się młodszymi i to w tak szerokiem znaczeniu, że starsi byli karani wraz z młodszymi, ile razy ci ostatni coś karygodnego zrobili. Tyczyło się to przedewszystkiem mnie, jako najstarszego z braci i to właśnie obudziło i na całe życie głęboko wpoiło we mnie poczucie obowiązku czuwania i opiekowania się młodszem mojem rodzeństwem. Dlatego też wówczas uważałem, że mam prawo je karać, co doprowadzało nieraz do spisków przeciwko mnie i do walk, które jednak zazwyczaj staczane bywały bez interwencyi rodziców. Przypominam sobie jedno zdarzenie z owych czasów, które tu opowiem, bo znajduję je charakterystycznem dla naszego młodocianego życia.
Mój brat Hans i ja oddawaliśmy się namiętnie i często z pomyślnym skutkiem polowaniu na wrony i ptaki drapieżne; używaliśmy do tego łuków i strzał własnej roboty i wkrótce doszliśmy do znakomitej wprawy. Pewnego razu przyszło między nami z tej okazyi do gwałtownej sprzeczki, w której ja dałem uczuć memu bratu prawo mocniejszego. Ten nazwał postępowanie moje niegodnem i zażądał, aby spór nasz rozstrzygnięty został pojedynkiem, w którym przeważająca moja siła fizyczna nie odegra żadnej roli. Uznałem żądanie to za słuszne i stanęliśmy do pojedynku według reguł, któreśmy