Strona:Wspomnienia z maleńkości.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

idą w szkodę. Chwyciłem kamienia — takiego, że ledwie objąłem ręką i w róg — krowę. Aż łbem zakręciła. Ja na południe nie przyganiałem krów, tylko mi przynosili jeść. I raz usnąłem tak przed obiadem, bo mi się spać chciało, bo gospodarstwo było duże, trzeba było o 2-ej wstawać, bo zaczym się uprzątnie, co, a kładłem się czasem o 11-ej, czasem o 12-ej; żeby można było krowy wcześniej przygnać, toby czasu było więcej, ale gospodarz naznaczył godzinę i zawsze o tej samej porze gospodarz albo gospodyni doili krowy.
Jak się wieczorem uprzątnęło z krowami, ze wszystkim, wszystkiemu dane było żryć, to wtedy gotowałem dla nas. — Gospodarz miał sad wielki i ule. Ale ten gospodarz to taki był zazdrosny, nigdy mi nie dał popróbować. Tylko gospodyni, jak raz on wybierał miód, to mi dała kawałeczek. No — ona mi dała i mówi: „idź po kartofle do piwnicy“. Poszedłem, nasypałem kartofli prędko i poszłem sobie do małej spiżarni i tam wziąłem butelkę miodu, a korki były porcelanowe i napiłem się trochę tego miodu. Ale że było ciemno i okienka malutkie i były gnojem zagarnięte, to jak miałem do tego miodu pójść, to ode dworu trochę gnoju odgarnąłem, żeby mi było widniej i małą dziureczkę wykręciłem ręką, żeby światło szło. — Słyszę — gospodyni krzyczy: „czemu on nie wraca?“ — Ja korka do butelki nie zdążyłem wsadzić, przestraszyłem się, lecę, a jak gospodyni nie zacznie mię bić, ledwo łeb wysadziłem z piwnicy, i tam był jeden chłopak znowuż, ona była jego ciotka. (Ja nie wiedziałem, jak nazwać i tak samo mówiłem „Ciociu“). Ale raz z nim poszłem do komórki, gdzie króle byli, zanieść im jeść. A oni byli takie łagodne. Złapaliśmy jego przez pół i się złamał. My nic, jego położyliśmy i poszliśmy do mieszkania i zara jak te króle były na górze, a te świnie na dole i ten król — jakimści sposobem zleciał — świnie go porozrywali całego. Ale ja mówię do tego chłopca, chodź