Strona:Wolter - Powiastki filozoficzne 02.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

130

WOLTER

stan Prostaczka? żaden język nie posiada wyrażeń, któreby mogły oddać ten bezmiar rozpaczy; słowa są zbyt niedoskonałe.
Ciotka, sama wpół-żywa, trzymała głowę umierającej w wątłych ramionach; brat jej klęczał przy łóżku; kochanek tulił drogą rękę zwilżając ją łzami i wydając głośne łkania; nazywał ją swoim aniołem, swoją nadzieją, życiem, połową samego siebie, kochanką, żoną. Na to słowo żona, umierająca westchnęła, spojrzała nań z nieopisaną czułością i nagle wydała krzyk zgrozy; następnie, w jednej z owych chwil wytchnienia w których dusza odzyskuje swą jasność i siłę, krzyknęła: „Ja, twoją żoną! ach, drogi kochanku, to imię, to szczęście, ta nagroda, to już nie dla mnie; umieram i zasłużyłam na to. O bóstwo mego serca! o ty, którego poświęciłam piekielnym demonom, stało się, jestem ukarana, żyj szczęśliwy“. Nikt nie zrozumiał tych słów, nabrzmiałych uczuciem i grozą, ale wypełniły one serca przestrachem i roztkliwieniem. Nieszczęsna dziewczyna zdobyła się na odwagę wyjaśnienia ich. Każde słowo przyprawiło obecnych o dreszcz zdumienia, bólu i współczucia. Wszyscy jednomyślnie uczuli nienawiść dla możnego człowieka, który zgodził się naprawić straszną niesprawiedliwość jedynie za cenę zbrodni, i zniewolił w niej do wspólnictwa najbardziej godną czci niewinność.
„Jakto! ty winną? wykrzyknął kochanek; nie, nigdy: zbrodnia może się spełnić jedynie w sercu, twoje zaś należało do cnoty i do mnie“.