Strona:Wolter - Powiastki filozoficzne 01.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powieszono mnie w twoich oczach; po formie powinni mnie byli spalić; ale przypominasz sobie, iż w dniu tej ceremonii deszcz lał jak z cebra. Burza była tak gwałtowna, iż niepodobna było myśleć o rozpaleniu ognia; powieszono mnie, ponieważ nie dało się lepiej. Pewien chirurg kupił moje ciało, zabrał mnie do domu i wziął się do krajania. Najpierw, podłużnem cięciem, naciął mi skórę od pępka aż do obojczyków. Otóż, trzeba ci wiedzieć, iż powieszono mnie bardzo niedbale. Naczelny egzekutor św. Inkwizycyi, w stopniu poddyakona, palił ludzi, trzeba mu to przyznać, znakomicie, ale nie był przyzwyczajony wieszać; sznur był mokry i ześlizgnął się, węzeł źle zawiązany; słowem, oddychałem jeszcze. Owo nacięcie wydarło mi z piersi tak przeraźliwy okrzyk, iż chirurg przewrócił się na wznak, i, w mniemaniu że dostał pod nóż samego dyabła, uciekł w śmiertelnym strachu, przewracając się jeszcze raz na schodach. Na ten hałas, nadbiegła żona z alkierza; ujrzawszy mnie na stole, z nawpół rozciętym brzuchem, przeraziła się jeszcze więcej od męża, uciekła i upadła na niego. Skoro przyszli trochę do siebie, usłyszałem, jak chirurżyna mówiła do chirurga: „Moje serce, czego ty się bierzesz do krajania heretyka? Nie wiesz, że w tych ludziach siedzi djabeł? idę co żywo po księdza, aby odprawił egzorcyzmy“. Zadrżałem na te słowa, i zebrałem ostatek sił, aby krzyknąć: „Miejcie litość nademną!“ Wreszcie, ów cyrulik opamiętał się, zaszył mi z powrotem skórę, żona jego nawet zaopiekowała się mną; wstałem