Strona:Wino i haszysz. (Sztuczne raje). Analekta z pism poety.djvu/042

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
I.   ŻĄDZA NIESKOŃCZONOŚCI

Ludzie, którzy umieją obserwować samych siebie i zachowują pamięć swych wrażeń — ci którzy umieli, jak Hoffman, zbudować sobie swój barometr duchowy, musieli spostrzegać niekiedy w obserwatorjum swej myśli osobliwie piękne pory — szczęśliwe dni — rozkoszne minuty. Bywają dni, kiedy człowiek budzi się. czując w sobie genjusz młody i silny. Ledwie rozwarł powieki ze snu, który je kleił — i oto świat zewnętrzny staje przed nim wyposażony w potężną plastykę, zadziwiającą czystość konturów i cudowne bogactwo barw. Świat moralny otwiera mu dalekie widnokręgi, pełne nowej jasności. Człowiek udarowany tą błogą szczęśliwością — niestety rzadką i przemijającą — czuje się jednocześnie bardziej artystą i bardziej blizkim prawdy; aby ująć wszystko w jednym wyrazie — czuje się szlachetniejszym. Jednak najbardziej niezwykłem w tym wyjątkowym stanie umysłu i uczuć — w stanie, który bez przesady można nazwać rajskim, jeśli go porównać z ciężką szarością zwykłej, codziennej egzystencji — jest to, że nie powstaje on dzięki jakiejkolwiek widomej, dającej się ustalić przyczynie... To też muszę go uznać za istotną łaskę,