Strona:Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
I.

Jasna, pogodna noc listopadowa w r. 1421 dała ludziom dużo do myślenia. Nocy tej mało kto spał.
Patrzano na szafirowe niebo, na którem dziwne działy się rzeczy. Tyle gwiazd spadających nie widziano nigdy, ani przedtem, ani w późniejszych czasach. Zdawało się, że goni jedna drugą, aby zapaść gdzieś w pozaświatowe otchłanie.
Jasne smugi, szybkie jak błyskawice, przerzynały niebo we wszystkich kierunkach.
Ludzie się żegnali i mówili z tajemną trwogą, że to dusze heretyków strącane w przepaść piekieł.
Oh, bo herezya straszliwie grasowała w tych czasach.
Inni znów, a między niemi Marcin z Żorawic, lekarz królewski i astrolog utrzymywali, że wielkie nieszczęścia zajdą w chrześciańskim