Strona:Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Partya husycka podniosła głowę, bo odrzuceniem swatanej przez Zygmunta cesarza Eufemii zerwano rozejm z Luxemburczykiem, a tem samem skłaniano się ku Czechom, w dodatku wojna z Zakonem była nieunikniona, a w tej wojnie husyci mieć udział muszą. Czekano też jak zbawienia decyzyi Witolda i powrotu posłów z Litwy.
Lecz wszystko miała dopiero przynieść wiosna, a tymczasem pewnej styczniowej nocy spełniono w zamku krakowskim zbrodnię, na którą niema dość wielkiej kary w światowym kodeksie tak dawnych jak nowych czasów. Oto ukradziono Żelaznej Głowie skrzynię z rękopismami jego kronik i herbarzy. Złoczyńca, który to spełnił, był jednym z tych, którzy znali całą wartość tej półwiekowej pracy starca. Byłaż to ręka jednego z wielmoży, który chciał zaprzepaścić dzieje niesławne swojego rodu, albo też złość do wszystkiego co było pismem? Nie możemy dziś mieć pojęcia, jaka zabobonna trwoga była przywiązaną do ksiąg i pergaminów. Te ciemne, prostacze głowy uznawały tylko księgi święte — reszta była zbiornikiem szatańskich spraw, podłych pokuszeń, co działały na zatratę dusz ludzkich. Stąd to ta rzadkość rękopisów średniowiecznych. Nawet humanizm niemi gardzi, hołdując tylko klasykom; średniowieczne zaś