Strona:Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dobra, ale ci, co nam wydrzeć chcą ziemię naszą. Na tych to wrogów odwiecznych trzeba siły, by im niepozwolić urywać zbójeckiemi rękami naszej krwawej pracy. Im trzeba stawić mur bezpieczny, jak to uczynił nasz wielki król Bolesław, kiedy wbić kazał żelazne słupy nad brzegami Odry i Sali i tak powiedział: Dotąd wam tylko — dalej wara!
— Cześć pamięci Bolesława!
— Dla Niemców świat cały otworem.
— Cicho bądź, panie Kisling, bo oberwiesz tak, że ci sam król Zygmunt nie odejmie. Każdy niech siedzi tam, gdzie mu Bóg i przyrodzenie siedzieć kazało. A gdy wyciąga łapę po cudze, to mu ją przytną. Czemu Polacy i inni Słowianie nie drapią się po niemiecką ziemię, ale pilnują i bronią swojej? bo są ludźmi zbożnemi. Niemieckie zasie narody są drapieżne i chytre.
— Oj prawda! prawda! Wszystko by nam wziąć radzi.
— A kto was uczy od wieków?
— Prawda, panie Mynchard. Za to też spożywacie nasz chleb i bierzecie bogactwa. A co byś ty wart był u siebie w Saksonii, panie Arnsberg, gdyby nie nasze złoto? Zatem wara wam mieszać się do spraw królewskich i wam, panowie, sławetni mieszczanie polscy. Jak król i rada postanowi, tak będzie dobrze.